Urodził się i wychował w Krakowie, w pierwszej połowie XX wieku.
Zdał maturę w 1 Państwowym Liceum im. B. Nowodworskiego w Krakowie.
Studiował na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej
w latach 1949–55 (uzyskał dyplom mgr inż. architekta).
Pracował w zawodzie architekta: w roku 1953 – architekt powiatowy;
w latach 1955–58: w konserwacji zabytków i w biurach projektowych.
Potem studiował na Wydziale Reżyserii w Państwowej Wyższej
Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi w latach1958-
1962 (uzyskał dyplom mgr sztuki).
Pracował w zawodzie reżysera: w latach 1963–74 – główny reżyser
Ośrodka TVP w Krakowie; 1974–85 – Główny Reżyser Telewizji Polskiej
w Warszawie; 1985–87 dyrektor Teatru TVP; 1987–2004 – reżyserproducent
TVP; przewodniczący Głównej Komisji Kwalifikacyjnej dla
zawodów telewizyjnych, 8-krotny juror międzynarodowych festiwali
telewizyjnych.
Zrealizował ponad 200 pełnospektaklowych programów wszystkich
gatunków telewizyjnych: teatralnych, rozrywkowych, edukacyjnych,
filmów fabularnych, dokumentalnych, muzycznych (głównie baletowych).
Większość według własnych scenariuszy. Otrzymał nagrody
krajowe i zagraniczne. W r. 2002, z okazji 50-lecia TVP – tytuł:
Gwiazda Telewizji Polskiej.
Nadto zrealizował kilkanaście słuchowisk Teatru Polskiego Radia;
spektakle teatru scenicznego, w tym operowe. Bywa scenografem:
filmowym, telewizyjnym i teatralnym. Uprawia z zamiłowaniem grafikę
użytkową.
Z całego mariażu z architekturą (bez wzajemnej miłości) najlepiej
wspominam narzeczeństwo, czyli studia. Wprawdzie były to najbardziej
ponure czasy stalinowskie, ale miałem 20 lat i ponuractwo było
na dalszym planie. Dostaliśmy się w trójkę przyjaciół z jednej klasy
Nowodworka: Mrożek, Smólski i ja. Uczyli nas, jeszcze przedwojenni,
czyli prawdziwi profesorowie, komuna dopiero przystępowała do
ich wykańczania. Jej najskuteczniejszym pistoletem był kolega z naszego
roku, Nazywał się Janusz Ratajczak a jego idolem był sam Feliks
Dzierżyński. Stałem się jedną z jego ofiar, przez... dżinsy(?!). Studia były dwustopniowe, żeby z kursu inżynierskiego przejść na magisterski,
nie wystarczała wysoka (około 5-tki) średnia ocen; decydowała
ocena postawy ideowej, czyli opinia Ratajczaka. Popełniłem
dwa grzechy ideologiczne: u fryzjera Jusięgi na Warszawskiej,
ostrzygłem włosy na jeża, i te spodnie... Ich nazwa: jeansy, nie była
jeszcze znana. Pierwsze w Krakowie miał Adam Dworski, drugie
Wojtek
Plewiński, też architekci, miałem pecha być trzecim. Karą za
„amerykański styl” życia było zesłanie z nakazem pracy do Opatowa
Kieleckiego. Nie żałuję, poznałem życie polskiej prowincji. Priorytetowym
zadaniem architekta powiatowego tamtych czasów była
troska o budownictwo w socjalistycznych spółdzielniach produkcyjnych.
Acz bezpartyjny, wykazałem się i w nagrodę zostałem jednak
przyjęty na drugi stopień studiów. Nasza szkolna trójka uległa
rozbiciu: Mrożek odstąpił, Smólski był o rok wyżej, zbliżyliśmy się z innym
repetentem – Bohdanem Paczowskim, jedynym z przyjaciół,
który został prawdziwym architektem, tzn projektującym budowle.
Bo, np.
Janusz Majewski od zawsze wiedział, że będzie reżyserem filmowym.
Ja – nigdy. Opatrzność miała na ten temat swoje zdanie. Dyplom
wypadło mi robić u profesora Zbigniewa Kupca, ten wymusił na
mnie teatr, jako temat pracy. W dodatku z lokalizacją na Krzemionkach,
dokładnie tu, gdzie po latach stanęła Telewizja Kraków, gdzie
– już jako reżyser – miałem zrealizować największą liczbę spektakli
teatru TV.
Jako dyplomowany architekt praktykowałem, a jakże! Zaraz po studiach
przeżyłem najwspanialszy rok życia, jako kierownik odbudowy
zamku w Niedzicy! Były potem jakieś biura projektów, fuchy u Wojewódzkiego
Konserwatora Zabytków i narastająca pewność, że architektem
socjalistycznego realizmu nie będę! Pierwszym odstępstwem
była praca na stanowisku… redaktora graficznego „Tygodnika
Powszechnego”, razem ze
Staszkiem Kasprzysiakiem – też renegatem.
Wówczas to, pojawił się
Majewski z nieoczekiwaną propozycją aktorską
(?!) w jego szkolnym filmie „Rondo” i z Mrożkiem zaczęliśmy pilnie
ćwiczyć… tango! U pisarza w następstwie obrodziło to sztuką
„Tango”, u mnie egzaminem wstępnym do Szkoły Filmowej.
I wtedy poznałem to, co nazywa się prawdziwym życiem, to był
udany dubel poprzednich lat studiów. A architektura? Z niej utrzymywałem
się pracując u różnych łódzkich projektantów, potem żyłem
z czołówek do filmów fabularnych; te były wówczas rękodziełem a ja
wyniosłem, tak – z architektury – upodobanie do sztuki liternictwa.
Pedagodzy Szkoły Filmowej (nigdy nie mówiło się „Filmówka”!) preferowali
absolwentów ASP, jako potencjalnych reżyserów. Przekonaliśmy
ich, że są w błędzie, było nas kilku po architekturze.
Jeżeli przez architekturę rozumieć sztukę organizacji przestrzeni trójwymiarowej
w relacji dwuwymiarowej, to film jest transpozycją rzeczywistości
trójwymiarowej w dwuwymiarowość ekranu – w największym
uproszczeniu. Malarze pracują tylko w dwu wymiarach,
z realnością trzeciego mają problemy, choćby natury konstrukcyjnej,
bywają tylko „wizjonerami”. Projektowanie filmu: nowela– scenariusz
– scenopis, dokładnie pokrywa się z fazami projektowania budynku.
Nawet termin: kolaudacja – został adaptowany z budownictwa. A telewizja?
Kompletne rozczarowanie! Miała być najmłodszą Muzą,
stała się nierządną utrzymanką polityki, tej przez małe „p”…
Czy kiedykolwiek przestałem być architektem? Ależ skąd?! Każda inscenizacja
wymaga oprawy scenograficznej, jeśli nie robiłem jej
sam, to narzucałem własną. Uprawiam grafikę użytkową, zawsze
podporządkowaną dyscyplinie kompozycji. Tyle tylko, że nie jest to
miłość, lecz zrutynizowany nawyk faceta po rozwodzie, nazywanego
również „kawalerem z odzysku”.
Stefan Szlachtycz
Warszawa, marzec 2010
Więcej na
www.fimpolski.pl/fp/index.php/414051