Przypuszczam, że większość maturzystów wybiera kierunek studiów
niesamodzielnie. 18-to latek, ma certyfikat niby-dojrzałości, na ogół
jednak jest jeszcze gamoniem, a ma zadecydować o czymś, co będzie
wiodło go przez całe życie, co okaże się nieraz ważniejsze od innych
życiowych wyborów, takich jak małżeństwo, założenie rodziny itd. –
czyli ma wybrać zawód. Szczęśliwsi są w tym wypadku maniacy, pasjonaci,
geniusze, cudowne dzieci czy inni dewianci, którzy wcześnie
ujawniają konkretne uzdolnienia i od razu wiadomo, gdzie mają się
kształcić. To najczęściej zdarza się w muzyce, gdyż talent muzyczny
objawia się bardzo wcześnie i to w bardzo nieoczekiwanych miejscach,
środowiskach, u osobników nieraz bardzo prymitywnych.
Ale bywa też jeszcze inaczej: ja poszedłem na architekturę za namową
rodziców, którzy nie chcieli słyszeć o tym, co było moją pasją
od dzieciństwa: o filmie. Trudno im się dziwić, w tamtych czasach film
w Polsce miał opinię czegoś tylko trochę lepszego od cyrku i nic jeszcze
nie wskazywało, że może się rozwinąć. Przeciwnie, można się było
obawiać, że stanie się tubą reżimowej propagandy, a do tego moi inteligenccy,
reakcyjni rodzice nie mogli dopuścić. Przekonali mnie, że
architekci mają wielkie perspektywy, muszą odbudować Polskę, więc
poszedłem na egzamin. Jestem im za to do dziś wdzięczny: skończyłem
architekturę na Politechnice Krakowskiej z wyróżnieniem
u profesora Juliusza Żórawskiego, nie zostałem w Jego Katedrze, na
co mnie namawiał i pojechałem do Łodzi uczyć się filmu. Nie było
łatwo się tam dostać, ale ja skonstruowałem wytrych, który ułatwił
mi wejście – tematem mojej pracy dyplomowej był... projekt wytwórni
filmowej, którego konsultantem był prof. Stanisław Wohl,
profesor PWSF. Był zbyt dumny z mojego projektu, do którego wniósł
swoją wielką wiedzę o technologii produkcji filmowej, żeby mi nie pomóc
wejść do tego świata.
Urodziłem się we Lwowie 79 lat temu, skończyłem architekturę w Krakowie
przed 50 laty, a łódzką Szkołę 45 lat temu, w ciągu tych lat zrobiłem
około 80 filmów różnych gatunków, seriali i teatrów telewizji,
w tym 14 filmów fabularnych, którym poświęcałem najwięcej uwagi.
Zajmowałem się też pisaniem: do większości moich filmów napisałem
scenariusze i dialogi, wydałem 4 książki. Za najlepszy swój film
uważam Zaklęte rewiry (1975), największym hitem okazał się CK
Dezerterzy (1985), najmniej znanym, a w mojej opinii najpiękniejszym
Lekcja martwego języka (1979). Seriale Królowa Bona (1980)
i Siedlisko (1998) są wielokrotnie wznawiane w telewizji. Ostatnio
skończyłem pracę nad filmem i powieścią Mała matura 1947 [od redakcji:
Nagroda specjalna jury Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych,
Gdynia 2010] – ukażą się w jesieni. Po szczegółowe informacje
i mój kompletny biogram odsyłam do internetu:
www.filmpolski.pl/fp/index.php/112312.
Teraz jestem emerytowanym profesorem Państwowej Wyższej Szkoły
Teatralnej, Telewizyjnej i Filmowej w Łodzi, moi uczniowie należą do
czołówki czynnych reżyserów, niestety już starszego pokolenia. Moim
studentom powtarzałem zawsze, że studiują w dobrej szkole, bo sam
ją skończyłem, ale też zawsze dodawałem, że jeszcze więcej zawdzięczam
studiom na architekturze, bo tam nauczono mnie zasad
kompozycji, harmonii, logiki a nade wszystko konstrukcji, bo film, tak
jak dom, musi mieć solidny fundament, jasną konstrukcję, być
użyteczny, ale także piękny.
Janusz Majewski
Warszawa, lipiec 2010